Czy dzieci jest za mało?
Ostatnio coraz częściej do głosu dochodzi temat zbyt małej dzietności. Co to oznacza? Ano tyle, że kobiety rodzą zbyt mało dzieci by następowała tzw. zastępowalność pokoleń. A dlaczego to takie ważne? Jak się okazuje, głównie dlatego, że niewielu będzie musiało pracować na wielu. Bo dzieci rodzi się coraz mniej, a starszych ludzi też ubywa coraz mniej, na skutek czego w niedalekiej przyszłości dwóch pracujących będzie musiało zarobić na niepracującego emeryta i na jedno dziecko, a jeszcze później być może jeden na jednego, a dziecka będzie już tylko 1/2 (oczywiście statystycznie)? A czemu ma to być takim problemem? Bo tych dwóch pracujących wyprodukuje znacznie mniej niż obecnych trzech, a ilość osób do podziału tych wyprodukowanych dóbr nie zmniejszy się proporcjonalnie, przynajmniej w pierwszym okresie tego spadku. Oczywiście jeszcze mniej wyprodukuje ten jeden. Dla kogo jest to największy problem? Dla tych, dla których najważniejszym wyznacznikiem dobrobytu jest ciągły rozwój. Wydaje się logiczne, że będzie on zahamowany jeżeli ludzi będzie nie więcej jak dotychczas, ale mniej. Kto na tym najbardziej straci? Wydaje się, że ci którzy najmniej powinni się tym martwić - bogacze, kapitaliści. Ich majątki nie będę mogły rosnąć tak szybko jak obecnie, gdyż nie tylko będzie mniej produkujących (ten problem pewnie można będzie wkrótce rozwiązać dzięki robotom), ale przede wszystkim mniej konsumujących. A z tym już gorzej, gdyż nie tylko będzie ich mniej, ale z pewnością będą też mniej konsumować, co jest oczywiste i raczej niemożliwe do zmiany. Potrzeby starego człowieka (a takich ma głównie przybywać) są bowiem o wiele mniejsze, niż osoby w tzw. sile wieku. Tych starych będzie coraz więcej (i to coraz starszych) pozostałych coraz mniej. Tylko czy naprawdę będzie to takie złe dla świata jako całości? Mniejsza produkcja i mniejsza konsumpcja to przecież mniej zużytej energii i materiałów, a także znacząco mniej odpadów. Starsi ludzie są przy tym spokojniejsi, na ogół bardziej rozważni i konserwatywni, mniej będzie więc wypadków, agresji, wojen (mniejszych i większych). Te ostatnie nikomu nie będą się opłacały, gdyż najczęściej giną na nich ludzie młodzi, a tych i tak nie będzie zbyt wielu. Brak pożądanej (obecnie) dzietności może więc skutkować także pozytywnie, co czyni wcale nie tak oczywistymi starania o jej zwiększenie podejmowane w wielu regionach świata. Okazuje się bowiem, że problem dzietności to nie tylko problem Europy, ale nawet tak wydawałoby się dzietnych krajów jak Chiny czy Indie. Jedynie jeszcze w niektórych krajach afrykańskich i azjatyckich nadal trwa trend wzrostowy, ale pewnie i tam on wkrótce przeminie (na co ja osobiście bardzo liczę). Mniej ludny świat z pewnością nie będzie (tylko z tego powodu) gorszym światem. Nie każmy więc kobietom rodzić więcej dzieci, nie zmuszajmy i nie nakłaniajmy je do tego, gdyż wcale nie wydaje się to dobrem absolutnym, jak to niektórzy (głównie w swoim interesie) przedstawiają.
Dodaj komentarz