Dobre uczynki
Zdaje się, że tak się utarło, iż dobre uczynki, nie tylko przekreślają wcześniejsze grzechy, lecz są nawet najkrótszą drogą do świętości. Kiedy czyta się o losach tzw. świętych okazuje się, że wielu z nich było nie tylko grzesznikami, lecz wręcz bandytami, czy zbrodniarzami, którzy ulegli w którymś momencie nawróceniu i to tak skutecznie, że uznano ich w rezultacie za świętych. Przyznam się, że nie rozumiem takiego podejścia. Dla mnie zbrodniarz na zawsze zostanie zbrodniarzem, a ewentualne jego późniejsze pozytywne działania mogą być uznane jedynie za częściowe odkupienie grzechów, ale przecież niektórych do końca odkupić się nie da (z pewnością morderstwa, ale chyba nawet zabójstwa). Jak więc można gloryfikować człowieka, który pozbawił życia kilkadziesiąt czy nawet więcej osób. Tak, były w historii (i nadal funkcjonują w annałach) takie osoby. Sądzę, że ich gloryfikowanie jest po prostu karygodne, a mimo to nadal się odbywa. Jeszcze niedawno osoby odpowiedzialne za tysiące istnień ludzkich nagradzano pokojową nagrodą Nobla (niezły przekręt - prawda?). KK i tu także przoduje, nawet wielu jego papieży było zwykłymi zbrodniarzami. Nie lepszy jest jeden z polskich noblistów, który pozytywnym, wręcz wielbionym bohaterem swoich utworów uczynił wielokrotnego mordercę, który nawet po swojej jakoby przemianie duchowej bez skrupułów dalej mordował nagminnie ludzi. Czy naprawdę możemy tak postępować. Czy istnieją uczynki za które można by Putinowi przyznać pokojową nagrodę Nobla, a może uczynić go świętym kościoła prawosławnego? Czy Hitler po prostu miał pecha, że potknął się na Związku Radzieckim, bo też mógłby dzisiaj być gloryfikowany? Jak myślicie?
Dodaj komentarz