Fajerwerki
Jak co roku najbardziej zapadającym w pamięć fragmentem obchodów zakończenia roku, jest kilkugodzinny huk detonowanych w ten dzień materiałów wybuchowych. Podobno bez tego obchody były by nie udane tłumaczą hałasujący, ogłuszający i oślepiający innych ludzi zwolennicy tej rozrywki. Wtórują im oczywiście sprzedawcy tych precjozów, którzy dzięki parogodzinnej głupocie częściowo już pozbawionych słuchu i rozumu obywateli (teoretycznie tylko dorosłych, bo innym nie wolno hałasować) zarabiają krocie pozwalające im przez następne 360 dni balować w ciszy i spokoju na Wyspach Kanaryjskich czy w innych przytulnych miejscach. Pamiętam swoje nieszczęśliwe dzieciństwo w komunie, wówczas nie było dostępu do fajerwerków, ewentualnie niewielki huk i błysk, ale tylko w jednym miejscu miasta i tylko o samej północy zapewniało wojsko. Oj ciężkie było wtedy życie ludzi, ale chyba nie zwierząt. Oczywiście głównie tych leśnych, bo psów i kotów było wtedy niewiele, za to mnóstwo dzieci, które potrafiły się bawić bez hałasu. Czy to były takie złe czasy? Dzisiaj myślę, że nie.
A wy?
Dodaj komentarz