Święte krowy?
Od kilku co najmniej lat w dość zastraszającym tempie rośnie w Polsce uprzywilejowana grupa osób, które nie muszą regulować swoich zobowiązań. To pracownicy otrzymujący minimalne wynagrodzenie za pracę. Jeszcze niedawno takich osób było jedynie kilkaset tysięcy i poza niezbyt liczna grupą cwaniaków, którzy umyślnie zaniżali swoje wynagrodzenia, faktycznie sporo z tych osób miało problemy by z niezbyt wysokiego wynagrodzenia zaspokoić wszystkie swoje zobowiązania. Zasadne więc wydawało się ograniczenie ściągalności części długów z ich wynagrodzenia. Ale przez ostatnie kilka lat sytuacja radykalnie uległa zmianie. Obecnie siła nabywcza minimalnego wynagrodzenia jest kilkukrotnie wyższa , a poza tym niewiele więcej (zaledwie do kilkudziesięciu procent) zarabia połowa zatrudnionych w Polsce pracowników. W tej sytuacji dalsze uprzywilejowanie tej grupy osób w żaden sposób nie wydaje się uzasadnione. Może byłoby to jeszcze w jakiś sposób zrozumiałe, gdyby obejmowało tylko zobowiązania umowne - po prostu z takimi ludźmi nie zawierało by się umów z odroczoną płatnością. Niestety dotyczy to niemal wszelkich zobowiązań z nielicznymi wyjątkami np. zobowiązań alimentacyjnych. A więc "Święte krowy" mogą nie płacić mandatów i grzywien, mogą bezkarnie popełniać rozmaite delikty, a znacznie biedniejsze od nich osoby, które miały nieszczęście stać się ich wierzycielami w żaden sposób nie mogą domagać się uregulowania długów. Sytuacja ta nie jest "komfortowa" ani dla wierzycieli, ani dla tej części dłużników, którzy jednak chcą spłacać swoje zobowiązania. Jest to nienormalne i chore by takie uregulowania obowiązywały w cywilizowanym społeczeństwie. Co z tego, kiedy nie widać żadnych perspektyw zmian. Przed laty zdarzyła się w tym temacie nawet jakaś inicjatywa poselska, ale jak większość takich inicjatyw umarła śmiercią naturalną. A rząd, kolejny już rząd państwa polskiego ani myśli zająć się tym tematem, pewnie obawiając się, że mógłby w ten sposób stracić spore grono potencjalnych wyborców, zyskując w zamian niewiele, bo dłużników na ogół jest znacznie więcej niż wierzycieli, a ci drudzy przez lata przyzwyczaili się już do tej niekomfortowej dla nich sytuacji, wpisując ją (o ile to możliwe) w koszty działalności (czyli obciążając nimi uczciwych obywateli). Czy jest więc jakaś szansa na zmiany?
Dodaj komentarz